10.11.2014r.
Odwrotna strona medalu
CZY DA SIĘ POSZERZYĆ ZAKRES CUDU
Niespodziewanym efektem zmiany rządu i przesunięć kadrowych stało się odblokowanie atmosfery nienawiści, jaka unosi się nad krajem przez blisko dekadę. Zostawmy analitykom rozważania, co tak naprawdę ma na to wpływ. Jednak pojednanie obu skłóconych stron sceny politycznej w ciągu praktycznie 45 minut exposè nowej Pani Premier wskazuje, że podłożem kłótni nie były sprawy fundamentalne, tylko niechęć do siebie ludzi. Urazy z pewnością nie rozpłyną się z dnia na dzień, ale przestały wyznaczać od rana treść dzienników radiowo-telewizyjnych i przeglądów prasy, a w czasie dnia było coraz goręcej.
Urządzane od lat seanse nienawiści nawet z pochodniami, krzyżami nadużywanymi do demonstracji przeciwko inaczej myślącym - pozostaną w pamięci, każąc się zastanawiać nad szczerością i wagą jednorazowego uścisku dłoni. Ale na dziś dobre i to, a zaskoczenie publiczności tym gestem skłoniło do wypowiedzi, że to cud.
Cudem, choć w innej sytuacji, nasz Prezydent nazwał w berlińskim przemówieniu pojednanie polsko-niemieckie, z okazji kolejnej rocznicy II wojny światowej. Z pewnością to cud już ugruntowany wieloletnią i konkretną praktyką współpracy i współdziałania, oraz szczerego wyrzeczenia się niemieckiego nazizmu i przemocy. Niemcy tak daleko wyrzekły się militaryzmu, że jak się okazało mają w armii czynnych tylko część czołgów, helikopterów
i tak dalej. Ale jak to Niemcy, niedoróbki szybko naprawią.
Te pojednania -jedne całkiem świeże, inne już wieloletnie uprawniają do zastanowienia się, czy granice cudów pojednania da się rozszerzyć na relacje państwo-spółdzielczość. Jeśli popatrzeć bez uprzedzeń na przedmiot sporu ustawodawcy ze środowiskiem spółdzielczym, na kształt i filozofię prawa spółdzielczego, to trudno znaleźć racjonalne powody różnic. Konflikt determinuje upór ustawodawcy wobec spółdzielców, że my wam urządzimy życie na swoją modłę i wyobrażenie. Trudno nawet mówić o ustawodawcy jako całej państwowej machinie, gdyż pisanie prawa zostało zmonopolizowane przez bardzo wąską grupę posłów, którzy narzucają swej formacji nieobiektywny punkt widzenia na spółdzielczość.
Łatwość forsowania swych poglądów przez tą grupę bierze się z faktu, jak trafnie zauważył poseł Romuald Ajchler z SLD, że w Sejmie nikła jest reprezentacja posłów
o orientacji spółdzielczej. Podobną uwagę wygłosił w ub. roku poseł Jan Bury z PSL, na marcowym spotkaniu z 300 spółdzielcami w Sejmie: - a dlaczego nie zabiegacie w swych środowiskach o danie głosów wyborczych na większą liczbę ludzi, wspierających spółdzielczość?
Uwagi te są trafne, ale na razie jest jak jest, a ponadto fakt słabej reprezentacji parlamentarnej w grupie przyjaciół spółdzielczości nie upoważnia, że to ważne środowisko społeczne można po prostu lekceważyć i słownie pomiatać nim. Także szykować spółdzielcom prawo oznaczające likwidację tej formy, jak poprzez obligatoryjną zamianę spółdzielni mieszkaniowych we wspólnoty. Podobny, likwidatorski podtekst mają zapisy
o odebraniu części kadr spółdzielczych biernego prawa wyborczego do wyższych organów zrzeszeniowych, jak związki spółdzielcze i Krajowa Rada.
Powodem zacietrzewienia grupy ludzi, wpływających obecnie decydująco na kształt zapisów powstającej ustawy spółdzielczej, mogą być osobiste urazy i to byłaby szansa na kolejny cud pojednania. Realnie istniejącej spółdzielczości niewiele można zarzucić, więc trzeba było iść w inwektywy. A to nie podoba się słowo prezes, a to ze spółdzielni zrobiono synonim cwaniaków i kolesiów.
Tymczasem dwie „spółdzielnie" w największej partii tworzącej nowy rząd dzięki zjednoczeniu sił pokazały, że można współpracować dla wyższych celów odkładając animozje. Bowiem spółdzielczość jednoczy ludzi dla wspólnej sprawy, wiemy to od stulecia lub dłużej. Nie wiadomo zaś, dlaczego przeciwnicy spółdzielczości z taką pogardą wymawiają słowo prezes. Życie społeczne zapełnione jest prezesami - Sądu Najwyższego, Banku Narodowego, Rady Ministrów, centralnych urzędów administracji państwowej
i gospodarczej, klubów piłkarskich i tak dalej. Dlaczego nazwa prezes budzi niechęć ludzi, chcących reformować spółdzielczość?
W atmosferze „cudów pojednania" których kilka przykładów z najwyższego szczebla sygnalizujemy, nie należy zostawiać spółdzielców na boku. Warto też zadbać, by odwrócenia niechęci czy wręcz nienawiści do spółdzielczości nie cedować tylko szczęśliwym przypadkom. Zegarka nie powinien naprawiać zegarmistrz który go zepsuł, a spółdzielni likwidować prezes który wiele lat twierdził, że jest wybitnym menedżerem. Także do pisania prawa warto zastosować nowe formuły, zaprosić nowych ludzi i zmienić na przyjazne zasady współdziałania ze środowiskiem spółdzielczym.
podał do druku: OBSERWATOR
Ps. Autor (T.Krasuski) jest redaktorem naczelnym dwutygodnika
„KURIER SPÓŁDZIELCZY”.