09.09.2014 r.
CZY KLAPA PROGRAMU RZĄDOWEGO
„MIESZKANIE DLA MŁODYCH” ?
Uruchomiony w tym roku, kolejny rządowy program wspierania budownictwa własnościowego, wzbudzał nasze kontrowersje. Dawaliśmy temu wyraz, w naszych publikacjach, bo nie obejmował swym zasięgiem zakupów mieszkań z rynku wtórnego, był skierowany jedynie dla młodych (do 35 lat) ze zdolnością kredytową i że, traktowano go głównie jako pomoc dla developerów. Dzisiaj można już zaryzykować stwierdzeniem, że program „MdM” w obecnym kształcie zakończy się klapą, bo nie spełnia pokładanych w nim oczekiwań – pisze red. Marek Wielgo w „Gazecie Wyborczej”
Rząd zakładał , że po kredyt, do którego państwo dopłaca przeciętnie prawie 28 tys. zł, ustawi się długa kolejka chętnych. Ba, obawiano się, czy dla wszystkich wystarczy pieniędzy! W tegorocznym budżecie rząd zarezerwował na dopłaty aż 600 mln zł. Tymczasem po siedmiu miesiącach Bank Gospodarstwa Krajowego (BGK) przyznał zaledwie 7586 dopłat o łącznej wartości 211 mln zł, z czego ok. 165 mln zł dostaną kredytobiorcy, którzy odbiorą klucze do swojego mieszkania lub domu jeszcze w tym roku.
W Ministerstwie Finansów zacierają więc ręce. Natomiast w Ministerstwie Infrastruktury i Rozwoju, które wymyśliło ten program, głowią się teraz, jak by tu wizerunkową klęskę przekuć w zwycięstwo. Sądząc po proponowanych przez ten resort zmianach w programie, może to być co najwyżej zwycięstwo propagandowe. W sam raz na zbliżające się wybory do parlamentu.
Otóż główny przekaz jest taki, że rząd chce przede wszystkim wzmocnić „prorodzinne oddziaływanie programu". Jak? Zwiększając radykalnie dopłatę dla rodzin z co najmniej trojgiem dzieci. Faktem jest, że do tej pory z kredytu z dopłatą skorzystało zaledwie 17 (!) takich wielodzietnych rodzin. Trudno jednak uwierzyć w to, że dużo więcej zdecyduje się na zakup nowego mieszkania za kredyt, gdy będą mogły liczyć na wyższą dopłatę (np. w Warszawie miałaby ona wzrosnąć z maksymalnie 41,8 tys. do ponad 90,5 tys. zł).
Chyba żadne zdroworozsądkowo myślące małżeństwo nie zdecyduje się na liczne potomstwo, nie mając dachu nad głową. A ponieważ dopłatą premiowany jest zakup wyłącznie pierwszego własnego lokum, nie wchodzi w grę zwykła poprawa warunków mieszkaniowych.
Ktoś powie, że na kredyt z dopłatą zdecydują się młodzi, którzy mieszkają kątem u rodziców. Jednak niewiele takich rodzin kwalifikuje się do jakiegokolwiek kredytu. Zachętą w formie dopłaty rząd może im wyrządzić niedźwiedzią przysługę, bo w wielkim stresie i kosztem wyrzeczeń będą spłacały hipotekę, zamiast pojechać z dziećmi na wakacje lub łożyć w ich edukację.
Nie jest dobry również pomysł urzędników, aby młodzi, którzy nie mają zdolności kredytowej, mogli zadłużać się wspólnie np. z rodzicami. Owszem, w przypadku zwykłych kredytów mieszkaniowych niektóre banki dopuszczają taką możliwość. Tyle tylko, że potencjalny kredytobiorca musi się wykazać oszczędnościami. W „MdM" wymagany przez banki wkład własny funduje państwo. Zdrowy rozsądek podpowiada zaś, że nie należy zaciągać kredytu, jeśli nie jest się w stanie zaoszczędzić ani złotówki, a do tego bank odprawia z kwitkiem z powodu zbyt niskich zarobków.
Szczęśliwie ministerstwo nie poddaje się presji deweloperów, którzy lansują tezę, że program nie wypalił, bo na rynku jest zbyt mało nowych mieszkań spełniających kryterium cenowe. Innymi słowy, gdyby rząd podniósł poprzeczkę, chętnych na kredyt z dopłatą byłoby więcej. A przy okazji deweloperzy więcej by zarobili. Życie pokazuje jednak, że wcale nie muszą być stratni, dostosowując swoje ceny do limitu programu.
To co rząd powinien w nim zmienić? Niektóre proponowane przez ministerstwo poprawki mają sens, np. aby mieszkania budowane przez spółdzielnie także były objęte dopłatą. Rząd mógłby też zrezygnować z ograniczenia eliminującego z programu tych, którzy ukończyli 35. rok życia. Z danych PKO BP wynika, że to blisko czterech na dziesięciu wnioskujących w tym roku o kredyt mieszkaniowy w tym banku. Wśród tych kredytobiorców najpewniej są i tacy, którzy kupują pierwsze mieszkania. Może więc, zamiast „Mieszkanie dla młodych", program mógłby się nazywać „Pierwsze mieszkanie".
Byłoby chyba jednak najlepiej, gdyby rząd pozwolił programowi umrzeć śmiercią naturalną. Pod jednym wszakże warunkiem: równocześnie zaproponuje program budowy czynszówek, w których mieszkania byłyby adresowane do rodzin zarabiających zbyt mało, by kupić za kredyt własne lokum, i zbyt dużo, aby je dostać od gminy. W Ministerstwie Infrastruktury i Rozwoju powstaje taki program. Pozostanie on jednak na papierze, dopóki nie znajdą się pieniądze. Mogłyby one pochodzić z oszczędności na dopłatach do kredytów, np. tylko w tym roku wyniosą one prawdopodobnie co najmniej 300 mln zł. W ustawie o „MdM" zapisano na ten cel w sumie przeszło 3,5 mld zł w ciągu pięciu lat jego obowiązywania. Obiema rękami można podpisać się pod taką zmianą tej ustawy, dzięki której niewykorzystane pieniądze rząd będzie musiał przeznaczyć na czynszówki.
Marek Wielgo
Ps. Autor jest dziennikarzem „Gazety Wyborczej”, ekspertem w zakresie mieszkalnictwa i budownictwa.