19.06.2012 r.
POLITYCY GRZEBIĄ BUDOWNICTWO. Cz. II
O rozmiarach budownictwa mieszkaniowego, jego intensywności, a w jego konsekwencji poprawie sytuacji mieszkaniowej decyduje w głównej mierze wysiłek inwestycyjny, po uwzględnieniu – rzecz oczywista – efektywności wydawania środków. To stanowisko prezentuje w swym artykule o „tykającej bombie mieszkaniowej” dr Jerzy Jankowski, którego pierwszą część przedstawiliśmy w ubiegłym tygodniu. Dzisiaj ciąg dalszy.
Udział inwestycji mieszkaniowych w PKB oraz inwestycjach ogółem stanowi papierek lakmusowy tego wysiłku inwestycyjnego. Wyraża on preferencje mieszkaniowe ludności przy jej aktualnych możliwościach finansowych, wspomaganych przez państwo, w ramach jego strategii gospodarczej oraz polityki mieszkaniowej. Nakłady na budownictwo mieszkaniowe miały a przede wszystkim mają tendencję spadkową. W najlepszych latach stanowiły one ok. 6% PKB, a w ostatnim 20-leciu jedynie 2%. W ten to sposób, o ile w apogeum efektów (1978 r.) oddano do użytku 284 tys. mieszkań ( 8,0 na 1 tys. ludności), to w 2010 roku było to 136 tys. (3,6) mieszkań, a rok później 131,7 tys. (3,4). Budownictwo mieszkaniowe
i całe mieszkalnictwo nie korzystały z owoców wzrostu gospodarczego. W czasie spisu z 2002 r. na 100 mieszkań przypadło ok. 115 gospodarstw domowych, a dla zrównoważenia ich liczby
z mieszkaniami brakowało ich ponad 1,5 mln. Choć brak na razie wyników spisu z 2011 roku, to należy oczekiwać, że odsetek gospodarstw domowych mieszkających samodzielnie (ok. 3/4
w czasie spisu z 2002 r.) zmniejszył się, gdyż liczba nowych gospodarstw domowych rosła szybciej niż przybywało mieszkań.
W okresie transformacji ustrojowej radykalnie zmalała pomoc państwa dla budownictwa mieszkaniowego i mieszkalnictwa w ogóle. „Ekonomizacja" polegała na wycofaniu się państwa z pomocy dla budownictwa mieszkaniowego i mieszkalnictwa (dopłaty do utrzymania zasobów mieszkaniowych), urynkowieniu cen usług mieszkaniowych i komplementarnych.
Nastąpił zwłaszcza znaczący spadek liczby budowanych mieszkań, w tym przede wszystkim
z tzw. gospodarki uspołecznionej (spółdzielcze, komunalne i zakładowe). Towarzyszył temu istotny wzrost wydatków na mieszkanie, które stanowią w ostatnich kilkunastu latach ok. 1/5 ich ogółu w gospodarstwach domowych, wobec niespełna 1/10 przed transformacją.
Owego wzrostu nie zrekompensowały biedniejszym gospodarstwom dodatki mieszkaniowe, których realna wartość od ich wprowadzenia zmalała o przeszło połowę, jako że wzrost cen usług mieszkaniowych i komplementarnych znacząco (>2 razy) wyprzedził dynamikę poziomu nominalnego pomocy mieszkaniowej. Stąd lawinowo rośnie poziom zaległości w opłatach za mieszkanie, które obciążają 1/3 użytkowników, tym bardziej że brak lokali zastępczych nie sprzyja eksmisji niesolidnych dłużników, których finansują płacący terminowo użytkownicy mieszkań.
Skutki nieobecności państwa
Fakt, że głównym powodem trudniej sytuacji mieszkaniowej Polaków jest wycofywanie się państwa z pomocy dla budownictwa mieszkaniowego, potwierdza rosnący udział w nim budownictwa indywidualnego oraz marginalizacja budownictwa spółdzielczego
i komunalnego.
O ile w latach 60. i 70. w indywidualnym budownictwie mieszkaniowym oddano do użytku ok. 1/4 mieszkań i 40% ich powierzchni, to w latach minionej dekady 1/2 mieszkań i 3/4 ich powierzchni. Jeśli w latach 70. i 80. mieszkania spółdzielcze stanowiły połowę, to w latach 2005-2010 udział ich zmalał do 3,7%. O tym, że państwo nie wywiązuje się z obowiązku zapewnienia mieszkań najuboższym (i nie tylko), świadczy nikły (niekiedy zerowy) udział budownictwa komunalnego. Wynosił on (w % liczby mieszkań): 12,8 w 1975 r., 0 w 1980 r.
i 1981 r., 3,4 w 1982 r., 10,4 w 1985 r., 2,3 w 1990 r., 4,9 w 1995 r., 2,2 w 2000 r., 3,1
w 2005 r. i 2,5 w 2010 r. Sięgając głębiej w przeszłość, udział ten stanowił 11 proc. w latach 1971-1975, 1,4-w latach 1981-1985, 2,9 w 1985 r. W sytuacji gdy niespełna 1/10 gospodarstw domowych najlepiej sytuowanych może własnym sumptem (z pomocą rodziny i kredytów hipotecznych) sprostać podnoszonym wymogom zdolności kredytowej, niepokój budzi malejące zainteresowanie państwa pomocą w rozwiązywaniu problemów mieszkaniowych społeczeństwa.
Charakterystyczne przy tym jest, że ci przedstawiciele społeczeństwa, którzy powinni ustalać przepisy podatkowe pro publico bono, formułują je pro domo sua. Świadczą o tym rozwiązania podatkowe korzystne dla najbogatszych. Przykładem mogą być ulgi mieszkaniowe: najpierw do podstawy opodatkowania z tytułu budowy, zmienione potem na jednolitą wysokość od „wzorcowego" obiektu mieszkalnego, co zrekompensowano najbogatszym możliwością ulg z tytułu budowy mieszkań na wynajem itp. W tym miejscu można zwrócić uwagę na hipokryzję prawodawców odnośnie ulg podatkowych na dzieci, z których najubożsi nie mogą korzystać, bo nie mają z czego odpisać, gdy odwrotnie jest u lepiej sytuowanych.
Potrzeby
Potrzeby w dziedzinie budownictwa mieszkaniowego są ogromne. Dla zrównania liczby mieszkań z liczbą gospodarstw domowych oraz wymiany zużytej substancji brakuje 2,5 mln mieszkań (> 1,5 dla likwidacji deficytu i < 1,0 na potrzeby wymiany). Z kolei popyt efektywny jest znacząco niższy, gdyż nawet wspomniane wyżej 1/10 najlepiej sytuowanych gospodarstw domowych mogących sprostać wymogom uzyskania kredytu hipotetycznego, ma trudności w jego uzyskaniu. Dla oszczędności budżetowych państwo najpierw w programie „Rodzina na swoim" ustala zbyt niskie limity wskaźników upoważniających do pomocy
w spłacie, a gdy po ich urealnieniu nastąpił run na owe kredyty, z powrotem je obniża
i dodatkowo, ogranicza pomoc jedynie do rynku pierwotnego, w sytuacji gdy gros chętnych było na mieszkania kupowane na rynku wtórnym.
Państwa realizujące autentyczną politykę społecznej gospodarki rynkowej, także mieszkaniowej, budują znaczącą liczbę mieszkań socjalnych. To budownictwo ma w naszym kraju marginesowe rozmiary. Tymczasem w ramach TBS i w proponowanych rozwiązaniach Społecznej Gospodarki Mieszkaniowej nie tylko najbiedniejszą, ale nawet nieco lepiej sytuowaną część społeczeństwa nie będzie stać na udział własny rzędu do 50 proc. kosztów budowy. Dlatego dla niedopuszczenia do mieszkaniowego wykluczenia znaczącej części społeczeństwa, w tym przede wszystkim ludzi młodych, którzy mają zapewnić reprodukcję ludności, na - na razie - zawężonym poziomie, trzeba radykalnie zwiększyć rozmiary socjalnego budownictwa mieszkaniowego.
Kraje realizujące właściwą politykę przyśpieszenia mieszkaniowego wdrażają szeroko instytucję kredytów hipotecznych.. W państwach Unii Europejskiej ich poziom to średnio
ok. 50% PKB. U nas, mimo wyjątkowo dynamicznego rozwoju rynku tych kredytów, zadłużenie
z tego tytułu sięga 20% PKB. W sytuacji gdy przed kilku laty udzielały ich banki na podstawie przeszacowanej zdolności kredytowej, aktualnie występują zakłócenia w ich spłacaniu. Z drugiej jednak strony drastyczne klauzule ograniczające dostęp do nich sprawiają, że możliwości w ich uzyskaniu mają tylko najbogatsi. Z rachunku symulacyjnego, stanowiącego swego rodzaju „fikcję heurystyczną" wynika, że kraj nasz dla uzyskania w 2005 r. zrównania liczby mieszkań
z prognozowaną liczbą gospodarstw domowych oraz poziomu powierzchni użytkowej mieszkania średniego aktualnie w Unii Europejskiej, powinien w latach 2005-2025 zbudować 5360 tys. mieszkań (577 mln m2 p.u.), co przy ich ubytkach na poziomie 2110 tys. stanowiłoby przyrost netto 3250 tysięcy. Przy przyjęciu średniej ceny 1 m2 p.u.m. na ok. 4 tys. zł
i intensywności budowania mieszkań ok. 2-3 razy wyższej niż ostatnio (9 na 1 tyś. ludności), przy średnim w latach 2006-2025 wzroście PKB 3% rocznie, nakłady inwestycyjne powinny być ok. 4 razy wyższe, jako że budowane będą większe mieszkania. Liczby te wskazują na ogrom wysiłku inwestycyjnego wymaganego w dziedzinie budownictwa mieszkaniowego, abyśmy za kilkanaście lat osiągnęli średni obecnie poziom w całej Unii Europejskiej.
Chociaż nie wierzę, żeby taki postęp został dokonany, to gdyby mieszkalnictwo korzystało
z owoców wzrostu gospodarczego w stopniu adekwatnym nie tylko do potrzeb, ale
i możliwości gospodarki narodowej, z tytułu wzrostu jej PKB, wymagałoby to zwiększenia naszego standardu mieszkaniowego jedynie w tempie 2-5% rocznie w okresie 2010-2025.
Prawidłowo rządzone państwo powinno mieć właściwą wizję rozwiązywania problemu mieszkaniowego i pomocy dla budownictwa mieszkaniowego, zapobiegającą zakłóceniom w rozwoju demograficznym, której to wizji jak dotąd rządzący nie formułują.
Jerzy Jankowski
Przewodniczący Zgromadzenia Ogólnego
Krajowej Rady Spółdzielczej
Ps. Tekst zawiera przedruk artykułu z miesięcznika „DOMY SPÓŁDZIELCZE”.