03.01.2012 r.
MIESZKANIA NA ŚLIZGAWCE cz. II
Rozwiązanie problemu mieszkaniowego to bardzo nośny kapitał polityczny demagogicznych i kłamliwych polityków, składających nierealne obietnice, których nie trzeba będzie realizować.
Klasyczna egzemplifikacja takiej sytuacji to – między innymi:
- megalomańsko nierealistyczne wizje budowy „drugiej Polski mieszkaniowej", jako że
w latach 1970-1990 miano zbudować 6,6-7,2 mln mieszkań, a zrealizowano jedynie
około 2/3 tej liczby,
- zapis w Porozumieniach Sierpniowych w Szczecinie, że na mieszkanie czekać się będzie tylko 5 lat,
- kłamliwa obietnica w kampanii prezydenckiej złożona przez Aleksandra Kwaśniewskiego
o „tanich mieszkaniach dla młodych", której niespełnienie nie przeszkodziło mu - tym
razem w I turze - w reelekcji,
- demagogicznie naiwne twierdzenie PiS-u, że w ciągu 8 lat wybudowane zostanie 3 mln mieszkań, co wymagałoby potrojenia nakładów i efektów budownictwa mieszkaniowego.
W tonie podobnych obietnic - równie nierealistycznych -wypowiadali się przedstawiciele partii pretendujących w ostatnich wyborach do Sejmu (np. W. Pawlaka wyjątkowo tanie „dobudówki-").
W kontekście wyżej podanych przykładów, zręcznie problem rozwiązania kwestii mieszkaniowej omija - w trosce o korzystne PR - rząd koalicji PO-PSL. Wszak każdy realistycznie ułożony program mieszkaniowy uznany byłby za zbyt defetystyczny, natomiast na propagandowo „podrasowanym" nie zostawiono by (i słusznie) suchej nitki. Dowodem na to, że rządzącej w minionych latach i na obecne 4-lecie PO brak koncepcji rozwiązania problemu mieszka¬niowego jest opracowany w Ministerstwie Infrastruktury dokument „Główne problemy, cele i kierunki wspierania budownictwa mieszkaniowego", prawie sterylnie na 43 stronach pozbawiony konkretów.
Od lat brak jest klarownej wizji polityki mieszkaniowej, co -między innymi - wytknął rządowi RPO prof. A. Zoll. Przyjęte w niej rozwiązania (np. Nowy Ład Mieszkaniowy) to dość niespójna hybryda „ekonomizacji" mieszkalnictwa z wymaganiami społecznej gospodarki rynkowej, którą jakoby realizowały wszystkie ekipy rządzące w minionym okresie transformacji.
Z rachunku symulacyjnego, sporządzonego przez eksperta mieszkalnictwa dr hab. Mirosława Gorczycę, wynika, że dla zrównania w 2025 r. liczby mieszkań
z prognozowaną liczbą gospodarstw domowych, trzeba by zbudować aż 5.360 tyś. mieszkań, wyma¬gałoby to nakładów co najmniej 2,3 bln zł. Wskazuje to na ogrom wysiłku inwestycyjnego, wymaganego w dziedzinie budownictwa mieszkaniowego, abyśmy za kilkanaście lat osiągnęli obecny, poziom w krajach UE.
Jednak rządzącym naszym państwem brak wizji rozwiązywania problemu mieszkaniowego i pomocy dla mieszkalnictwa, co może zakłócić rozwój demograficzny kraju.
Długie starania Kongresu Budownictwa o przygotowanie wieloletniego, Narodowego Programu Mieszkaniowego zakończyły się połowicznym sukcesem. Sejm jednogłośnie przegłosował rezolucję zobowiązującą rząd do pilnych prac nad takim doku¬mentem, ale
z niekorzystnymi zmianami wprowadzonymi przez PO.
Sprawa miała mieć fundamentalne znaczenie dla całego rynku mieszkaniowego, którego wartość określa się na ok. 50 miliardów złotych rocznie. Niestety, Platforma Obywatelska osłabiła znaczenie tego dokumentu, wycinając z tytułu „Narodowy" i nie zgadzając się na przygotowanie dokumentu w randze ustawy. Nie pomogły materiały
i doświadczenia europejskie, nie pomogły informacje, że rządowych programów nikt dotychczas nie realizował w pełni, co spowodowało, że Polska jest na końcu wszystkich statystyk europejskich w zakresie mieszkalnictwa.
PO potwierdziła w głosowaniach, że szeroko pojęty problem mieszkaniowy ani premiera, ani partii nie interesuje.
Problemy w ostatnim okresie wręcz zaostrzyły się. Zaczęło się to wtedy, gdy z powodów politycznych zlikwidowano spółdzielcze budownictwo lokatorskie. W sposób świadomy przyjęto te decyzje, bowiem ich celem było tak naprawdę otworzenie pola dla działal¬ności deweloperów. Zamiast tanich mieszkań, budowanych przez spółdzielnie, według zasady non-profit, przy udziale kredytów zaciąganych i obsługiwanych przez spółdzielnie, Polacy mieli odtąd kupować drogie mieszkania, bo powiększone o 20-30 proc. marżę dewelopera.
Na efekty nie trzeba było czekać. Gwałtownie spadła liczba mieszkań budowanych przez spółdzielnie. Cała grupa ludzi o niskich dochodach praktycznie pozostała bez szansy na własne mieszkanie. Ogromna ich część nie kwalifikuje się do otrzymania kredytu komercyjnego. Z kolei wydolność budownictwa socjalnego (w ubiegłym roku budowano jedno mieszkanie na statystyczną gminę) oraz kurczenie się w wyniku wyprzedaży zasobu mieszkań komunalnych i starzenie istniejącej substancji, powodują, że grupa ok. 700 tyś. osób, kwalifikujących się do takich mieszkań, pozostaje bez szans.
W sumie - jak szacują działacze Koalicji Organizacji Pozarządowych „Dach nad Głową" - z obecnych 1,7 mln rodzin bez mieszkań, co najmniej 70 proc. nie ma szansy doczekania się na własny kąt. Po prostu, nie mają szans w żadnym z istniejących systemów budowy mieszkań.
Sytuacja ta w perspektywie kilkuletniej nie zmieni się, a być może nawet pogorszy...
W latach 2000-2011 bowiem ceny mieszkań wzrosły 2-3-krotnie, szczególnie w dużych miastach. W okresie transfor¬macji nastąpiła ogromna zmiana w tytule prawnym do nierucho-mości. W odrębną własność przekształcono zdecydowaną liczbę mieszkań spółdzielczych. Gminy i Skarb Państwa po preferen¬cyjnych cenach wyzbyły się znacznej części swoich zasobów.
Dziś brak mieszkań powoduje, że ok. 65 tyś., Polaków jest bez mieszkań i żyje
w dosłownym znaczeniu na ulicy. Kilkaset tysięcy mieszka kątem u rodziny czy podnajmuje lokal. Ok. 1,5 min osób dojeżdża do pracy, powracając do swego domu na weekend.
Ten problem można rozwiązać.
Trzeba powrócić do budownictwa lokatorskiego. Spółdzielnie posiadające sprawne służby inwestycyjne, powinny uzyskać możliwość pozyskiwania kredytów na tanie budownictwo. Osoby potrzebujące, posiadacze np. książeczek mieszkaniowych wchodziliby w umowę najmu ze spółdzielnią i nabywali spółdzielcze prawo do lokalu. Zamieszkiwanie odbywałoby się w oparciu o comiesięczny czynsz, który pozwalałby spółdzielni spłacać zaciągnięty kredyt. W tej formie można byłoby rozwiązywać problemy ludzi kwalifikujących się do mieszkań socjalnych, bowiem połączenie możliwości gminy (np. teren wnoszony w raporcie) i spółdzielni (kredyty w banku) dawałoby zupełnie nowe możliwości.
Zaletą tego systemu byłoby skupienie wokół niego ludzi, których nie stać na własne mieszkanie od dewelopera. Dziś nie mają oni szans na kredyt bankowy, ani też na wynajęcie mieszkania na warunkach czynszu rynkowego.
Spółdzielnia rozwiązałaby problem pozyskiwania czynszu, bowiem jako silny podmiot, łatwo weszłaby w porozumienie z bankiem. Ten na pewno woli mieć do czynienia z jednym dużym, wypłacalnym podmiotem niż z setkami małych kredytobiorców, którzy łatwo mogą popaść w kłopoty. Budownictwo lokatorskie spółdzielni - jak mówiliśmy - potani budowane mieszkania i ułatwi absorpcję pomocy państwowej. A tym samym da szansę 70 proc. tych ludzi bez mieszkań, którzy inaczej nie uzyskają swojej szansy.
Jaki jest w tym interes państwa? Zyska skuteczny i tani instrument rozwiązywania problemu mieszkaniowego w Polsce ludzi bez mieszkań, praktycznie bez własnego zaangażowania oraz tych wszystkich, którzy w poszukiwaniu pracy wędrują po kraju. Takie budownictwo pobudzi gospodarkę, zwiększy zatrudnienie i dochody do budżetu.
Jaki może być w tym interes spółdzielni? Będą mogły one wypełniać dalej swoją przerwaną misję, organizowania ludzi, do zaspokajania swoich życiowych potrzeb.
dr Jerzy Jankowski
Ps. W artykule wykorzystano również fragmenty referatu prof. Dr hab. Mirosława Gorczycy
z Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie – eksperta ws. mieszkalnictwa.
MIESZKANIA NA ŚLIZGAWCE cz. II
Rozwiązanie problemu mieszkaniowego to bardzo nośny kapitał polityczny demagogicznych i kłamliwych polityków, składających nierealne obietnice, których nie trzeba będzie realizować.
Klasyczna egzemplifikacja takiej sytuacji to – między innymi:
- megalomańsko nierealistyczne wizje budowy „drugiej Polski mieszkaniowej", jako że
w latach 1970-1990 miano zbudować 6,6-7,2 mln mieszkań, a zrealizowano jedynie
około 2/3 tej liczby,
- zapis w Porozumieniach Sierpniowych w Szczecinie, że na mieszkanie czekać się będzie tylko 5 lat,
- kłamliwa obietnica w kampanii prezydenckiej złożona przez Aleksandra Kwaśniewskiego
o „tanich mieszkaniach dla młodych", której niespełnienie nie przeszkodziło mu - tym
razem w I turze - w reelekcji,
- demagogicznie naiwne twierdzenie PiS-u, że w ciągu 8 lat wybudowane zostanie 3 mln mieszkań, co wymagałoby potrojenia nakładów i efektów budownictwa mieszkaniowego.
W tonie podobnych obietnic - równie nierealistycznych -wypowiadali się przedstawiciele partii pretendujących w ostatnich wyborach do Sejmu (np. W. Pawlaka wyjątkowo tanie „dobudówki-").
W kontekście wyżej podanych przykładów, zręcznie problem rozwiązania kwestii mieszkaniowej omija - w trosce o korzystne PR - rząd koalicji PO-PSL. Wszak każdy realistycznie ułożony program mieszkaniowy uznany byłby za zbyt defetystyczny, natomiast na propagandowo „podrasowanym" nie zostawiono by (i słusznie) suchej nitki. Dowodem na to, że rządzącej w minionych latach i na obecne 4-lecie PO brak koncepcji rozwiązania problemu mieszka¬niowego jest opracowany w Ministerstwie Infrastruktury dokument „Główne problemy, cele i kierunki wspierania budownictwa mieszkaniowego", prawie sterylnie na 43 stronach pozbawiony konkretów.
Od lat brak jest klarownej wizji polityki mieszkaniowej, co -między innymi - wytknął rządowi RPO prof. A. Zoll. Przyjęte w niej rozwiązania (np. Nowy Ład Mieszkaniowy) to dość niespójna hybryda „ekonomizacji" mieszkalnictwa z wymaganiami społecznej gospodarki rynkowej, którą jakoby realizowały wszystkie ekipy rządzące w minionym okresie transformacji.
Z rachunku symulacyjnego, sporządzonego przez eksperta mieszkalnictwa dr hab. Mirosława Gorczycę, wynika, że dla zrównania w 2025 r. liczby mieszkań
z prognozowaną liczbą gospodarstw domowych, trzeba by zbudować aż 5.360 tyś. mieszkań, wyma¬gałoby to nakładów co najmniej 2,3 bln zł. Wskazuje to na ogrom wysiłku inwestycyjnego, wymaganego w dziedzinie budownictwa mieszkaniowego, abyśmy za kilkanaście lat osiągnęli obecny, poziom w krajach UE.
Jednak rządzącym naszym państwem brak wizji rozwiązywania problemu mieszkaniowego i pomocy dla mieszkalnictwa, co może zakłócić rozwój demograficzny kraju.
Długie starania Kongresu Budownictwa o przygotowanie wieloletniego, Narodowego Programu Mieszkaniowego zakończyły się połowicznym sukcesem. Sejm jednogłośnie przegłosował rezolucję zobowiązującą rząd do pilnych prac nad takim doku¬mentem, ale
z niekorzystnymi zmianami wprowadzonymi przez PO.
Sprawa miała mieć fundamentalne znaczenie dla całego rynku mieszkaniowego, którego wartość określa się na ok. 50 miliardów złotych rocznie. Niestety, Platforma Obywatelska osłabiła znaczenie tego dokumentu, wycinając z tytułu „Narodowy" i nie zgadzając się na przygotowanie dokumentu w randze ustawy. Nie pomogły materiały
i doświadczenia europejskie, nie pomogły informacje, że rządowych programów nikt dotychczas nie realizował w pełni, co spowodowało, że Polska jest na końcu wszystkich statystyk europejskich w zakresie mieszkalnictwa.
PO potwierdziła w głosowaniach, że szeroko pojęty problem mieszkaniowy ani premiera, ani partii nie interesuje.
Problemy w ostatnim okresie wręcz zaostrzyły się. Zaczęło się to wtedy, gdy z powodów politycznych zlikwidowano spółdzielcze budownictwo lokatorskie. W sposób świadomy przyjęto te decyzje, bowiem ich celem było tak naprawdę otworzenie pola dla działal¬ności deweloperów. Zamiast tanich mieszkań, budowanych przez spółdzielnie, według zasady non-profit, przy udziale kredytów zaciąganych i obsługiwanych przez spółdzielnie, Polacy mieli odtąd kupować drogie mieszkania, bo powiększone o 20-30 proc. marżę dewelopera.
Na efekty nie trzeba było czekać. Gwałtownie spadła liczba mieszkań budowanych przez spółdzielnie. Cała grupa ludzi o niskich dochodach praktycznie pozostała bez szansy na własne mieszkanie. Ogromna ich część nie kwalifikuje się do otrzymania kredytu komercyjnego. Z kolei wydolność budownictwa socjalnego (w ubiegłym roku budowano jedno mieszkanie na statystyczną gminę) oraz kurczenie się w wyniku wyprzedaży zasobu mieszkań komunalnych i starzenie istniejącej substancji, powodują, że grupa ok. 700 tyś. osób, kwalifikujących się do takich mieszkań, pozostaje bez szans.
W sumie - jak szacują działacze Koalicji Organizacji Pozarządowych „Dach nad Głową" - z obecnych 1,7 mln rodzin bez mieszkań, co najmniej 70 proc. nie ma szansy doczekania się na własny kąt. Po prostu, nie mają szans w żadnym z istniejących systemów budowy mieszkań.
Sytuacja ta w perspektywie kilkuletniej nie zmieni się, a być może nawet pogorszy...
W latach 2000-2011 bowiem ceny mieszkań wzrosły 2-3-krotnie, szczególnie w dużych miastach. W okresie transfor¬macji nastąpiła ogromna zmiana w tytule prawnym do nierucho-mości. W odrębną własność przekształcono zdecydowaną liczbę mieszkań spółdzielczych. Gminy i Skarb Państwa po preferen¬cyjnych cenach wyzbyły się znacznej części swoich zasobów.
Dziś brak mieszkań powoduje, że ok. 65 tyś., Polaków jest bez mieszkań i żyje
w dosłownym znaczeniu na ulicy. Kilkaset tysięcy mieszka kątem u rodziny czy podnajmuje lokal. Ok. 1,5 min osób dojeżdża do pracy, powracając do swego domu na weekend.
Ten problem można rozwiązać.
Trzeba powrócić do budownictwa lokatorskiego. Spółdzielnie posiadające sprawne służby inwestycyjne, powinny uzyskać możliwość pozyskiwania kredytów na tanie budownictwo. Osoby potrzebujące, posiadacze np. książeczek mieszkaniowych wchodziliby w umowę najmu ze spółdzielnią i nabywali spółdzielcze prawo do lokalu. Zamieszkiwanie odbywałoby się w oparciu o comiesięczny czynsz, który pozwalałby spółdzielni spłacać zaciągnięty kredyt. W tej formie można byłoby rozwiązywać problemy ludzi kwalifikujących się do mieszkań socjalnych, bowiem połączenie możliwości gminy (np. teren wnoszony w raporcie) i spółdzielni (kredyty w banku) dawałoby zupełnie nowe możliwości.
Zaletą tego systemu byłoby skupienie wokół niego ludzi, których nie stać na własne mieszkanie od dewelopera. Dziś nie mają oni szans na kredyt bankowy, ani też na wynajęcie mieszkania na warunkach czynszu rynkowego.
Spółdzielnia rozwiązałaby problem pozyskiwania czynszu, bowiem jako silny podmiot, łatwo weszłaby w porozumienie z bankiem. Ten na pewno woli mieć do czynienia z jednym dużym, wypłacalnym podmiotem niż z setkami małych kredytobiorców, którzy łatwo mogą popaść w kłopoty. Budownictwo lokatorskie spółdzielni - jak mówiliśmy - potani budowane mieszkania i ułatwi absorpcję pomocy państwowej. A tym samym da szansę 70 proc. tych ludzi bez mieszkań, którzy inaczej nie uzyskają swojej szansy.
Jaki jest w tym interes państwa? Zyska skuteczny i tani instrument rozwiązywania problemu mieszkaniowego w Polsce ludzi bez mieszkań, praktycznie bez własnego zaangażowania oraz tych wszystkich, którzy w poszukiwaniu pracy wędrują po kraju. Takie budownictwo pobudzi gospodarkę, zwiększy zatrudnienie i dochody do budżetu.
Jaki może być w tym interes spółdzielni? Będą mogły one wypełniać dalej swoją przerwaną misję, organizowania ludzi, do zaspokajania swoich życiowych potrzeb.
dr Jerzy Jankowski
Ps. W artykule wykorzystano również fragmenty referatu prof. Dr hab. Mirosława Gorczycy
z Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie – eksperta ws. mieszkalnictwa.